Myślę, że Dying Light może być najlepszą grą z zombiakami, ale nie grałem we wszystkie, więc zaryzykuję jedynie stwierdzeniem, że jest w czołówce. Techland wziął swoje poprzednie dzieło, czyli Dead Island i wniósł je na kolejny poziom. Pewne elementy rozgrywki są tutaj bardzo podobne, ale gra ma własną tożsamość i własny klimat. Mimo, że preferuję kontrastowe połączenie rajskich tropików z krwiożerczymi nieumarłymi to bez cienia wątpliwości pod względem gameplay'u to Dying Light jest o wiele lepszy i po prostu bardziej "miodny". Tę grę powinien znać każdy szanujący się gracz. Polecam! (9/10)
Wydaje mi się, że "jedynka" miała bardziej koszmarną i ponurą atmosferę, przez co spodobała mi się bardziej. Ale jest to na tyle udana kontynuacja, że nie mam zamiaru narzekać. Poza tym sugeruję rozpocząć rozgrywkę na wyższym poziomie trudności dla szukających wyzwania na poziomie poprzedniczki.
Przyjemnie spędzone kilka godzin i na szczęście tylko kilka godzin, bo na dłuższą metę powtarzalność stałaby się monotonna. Odblokowałem kilka z aż 25 możliwych zakończeń, w tym najlepsze, czyli te prawdziwe, po którym są napisy końcowe. Dalej już nie chciało mi się kombinować możliwych wyborów fabularnych, ale może jeszcze do gry wrócę. Szkoda, że kolejne przejścia nie są bardziej urozmaicone. 7/10
Udana przygodówka na dwa wieczory, która nie jest jakoś specjalnie trudna, ale nie jest też samograjem jak symulatory chodzenia. Świetny klimat (taki lżejszy Lovecraft) doprawiony przyzwoitą oprawą audiowizualną, z bardzo dobrym voice actingiem. Fabuła ma swoje momenty, z których wyróżnia się świetne zakończenie.
Nieco lepszy od pierwszej części, ale sporo rzeczy pozostało na podobnym przeciętnym poziomie. Fabuła jest mało wciągająca i momentami zbyt dziwaczna przez swoją niezbyt śmieszną niepoważność. Ogólnie ciężko tę grę nazwać nawet w połowie erpegiem, bliżej jej do gatunku hack'n'slash. Ma wiele niepotrzebnych mechanik, których prawie w ogóle się nie używa (np. pułapki, czy skradnie się), bo rozgrywka skupiona jest na walce z zastępami wrogów. 6.5/10
Mocno niedorobiona technicznie, ale klimat wciąż jest prześwietny, choć zabrakło trochę horroru, bo akcji jest aż nadto. Ale błędy, błędy, błędy - jest ich tutaj naprawdę dużo i zdarzają się w kluczowych momentach. Do tego to zakończenie... Dopiero Zew Prypeci dopracował w pełni formułę serii. Ocena: 7/10. Dla tych co maja zamiar zagrać - może warto sprawdzić mod Sky Reclaimation Project, który jest nieoficjalnym patchem. Ja sam dowiedziałem się o nim za późno, a wymaga rozpoczęcia nowej rozgrywki.
Enderal to przeogromny mod do Skyrima. Ale czy na pewno tylko mod? Czy grę oferującą swój własny świat, własne mechaniki i wystarczającą na ponad 100 godzin rozgrywki można nazwać tylko modem. Bardziej odpowiednim określeniem oddającym rozmach tego projektu jest "gra oparta na silniku Skyrima". Do tego darmowa gra. Mało? Gra pod pewnymi względami przebijająca tytuł, na którym została oparta. Główna linia fabularna jest wciągająca i naprawdę dobrze napisana. Sporo zadań pobocznych ciągnie się na tyle długo, że zasługują na miano pobocznych linii fabularnych. Z pewnością spodoba się miłośnikom serii The Elder Scrolls.
Nehrim to wcześniejsze dzieło zespołu SureAI, który odpowiada za Enderal - znakomity mod-konwersję do Skyrim (również dostępny na Steamie). Z oczywistych względów rozmach gry jest znacznie mniejszy, choć nie pod względem wielkości mapy. Nie przeszkadza jej to jednak, by wciągnąć na długie godziny i ponownie zauroczyć ręcznie wykreowanym światem oraz ciekawą, choć nie tak dobrą jak w Enderal, historią. Dla fanów tegoż czeka tutaj zresztą kilka powiązań fabularnych - w końcu akcja dzieje się w tym samym świecie. Potencjalnych graczy może zniechęcić brak angielskiego dubbingu, usłyszymy jedynie kwestie mówione po niemiecku. Oprócz tego, zdarzają się grze mocne spadki płynności (zwłaszcza w miastach, które w przeciwieństwie do Obliviona są częścią głównej mapy) oraz awarie - mnie to czasami trochę irytowało, ale też niezbyt dziwiło - autorzy wycisnęli z silnika 120%. Grę gorąco polecam nie tylko fanom Enderal, ale także tym, którzy nie mieli jeszcze z nim styczności - z pewnością lepiej zagrać najpierw w Nehrim.
W tej odsłonie Risena pewne rzeczy zostały zrobione lepiej niż w poprzedniej, zaś inne gorzej. Zacznę od plusów. Świat gry to połączenie klimatów pierwszej oraz drugiej części i zdecydowanie pod względem jakości jest to poziom bliższy temu z "jedynki". Cieszy fakt, że niemal od początku możemy zwiedzać świat tak jak nam się podoba, gdyż twórcy postawili na otwartość i swobodę eksploracji. Na korzyść można też zaliczyć istnienie trzech frakcji, do których można się przyłączyć, jak i powrót bardziej klasycznej magii. Usprawniono także system rozwoju postaci i wprowadzono ulepszenia do rozgrywki, ale... no właśnie, tutaj zaczynają się poważne minusy. Pierwszym z nich jest zepsuty system walki przez naprawdę przesadzoną broń palną. Wydaje mi się, że już po drugiej części były sygnały, że za bardzo ułatwia ona rozgrywkę, a tutaj jest jeszcze gorzej. Na poziomie trudności ultra gra nie sprawiła mi żadnych problemów, bo strzelby oraz muszkiety i ich sposób działania sprawiają, że niemal żaden przeciwnik nie był w stanie mi zaszkodzić. Można oczywiście skupić się na walce wręcz, ale to bezsensowne utrudnianie sobie rozgrywki na siłę, zwłaszcza że nie ma poczucia nagradzania, ani satysfakcji z takiego stylu walki. Obok tego nieprzemyślanego, jakby nie patrzeć, rdzenia rozgrywki również zadania poboczne rozczarowują. Niestety, większość została zrobiona w imię zasady "ilość, a nie jakość". I tak, w większości gier questy polegają na znalezieniu czegoś lub zabiciu przeciwników, ale zazwyczaj jest to tak obudowane fabularnie i tak stworzone, że obecne jest poczucie wyjątkowości misji, a tutaj tego poczucia nie ma. Te dwie poważne wady sprawiają, że Risen 3, który miał zadatki na najlepszą część serii i ogólnie rewelacyjną grę, jest tytułem tylko dobrym. Dobrym, bo jednak magia Piranii wciąż jest tutaj obecna i w grę chce się grać, pomimo jej mankamentów. (7/10)
Risen 2 to nietypowy sequel. Gdyby zmienić imiona postaci to można by pomyśleć, że nie jest to gra związana z pierwszą częścią. Atmosfera opowieści oraz świat mocno różnią się od tego znanego z jedynki - mamy szereg wysp do zwiedzania oraz klimaty pirackie. Skala oczywiście jest większa, ale miejscówki nie są już tak pieczołowicie przygotowane jak wcześniej. Mam wrażenie też, że wiele technicznych elementów to krok wstecz, gra często wygląda gorzej od poprzedniczki. Na szczęście gameplay, jak zawsze u Piranii, daje radę, choć uważam, że system walki w pierwowzorze był lepszy. Zwłaszcza nowość w postaci broni palnej za bardzo ułatwia rozgrywkę - z dobrym muszkietem żaden przeciwnik nam niestraszny.