checkmarkchevron-down linuxmacwindows ribbon-lvl-1 ribbon-lvl-1 ribbon-lvl-2 ribbon-lvl-2 ribbon-lvl-3 ribbon-lvl-3 sliders users-plus
Send a message
Invite to friendsFriend invite pending...
This user has reviewed 82 games. Awesome! You can edit your reviews directly on game pages.
Earth 2150 Trilogy

Uwielbiałem i zagrywałem się, jak głupi

Zresztą, nie ma się co dziwić. Ta gra była dodawana do CD każdej gazetki o grach, więc siłą woli każdy na jakimś etapie musiał się z serią zetknąć 🤣 No i trzeba przyznać, że to kawał świetnego RTS-a z bardzo dobrą mechaniką konstruowania własnych jednostek, czy wykorzystywaniu nierówności terenu do taktyki. Grze brakuje może dynamiki takiego Starcrafta, ale za to świetnie odnajduje się w roli mozolnego taktyka. Gra też ma dość wysoki poziom trudności i raczej nie polecałbym jej dla kogoś, kto za bardzo nie ogarnia RTS-y. Tu trzeba jednak już na wstępie łapać, o co biega w tym gatunku, bo szybko skończy się to źle. Muszę też bardzo pochwalić grę na grafikę. Jak na rok 2000 to gra jest naprawdę bardzo ładna, a to dzięki zastosowaniu paru pomysłowych ficzerów, które skutecznie zakamuflowały prostotę i "kwadratowość". Jest system dnia i nocy, jest fenomenalnie wyglądające oświetlenie, które działa na jednostki, jest bardzo dobry system zniszczeń, który umożliwia powalenie każdego drzewa i modyfikację każdego pagórka. No to naprawdę świetnie wygląda!

Advent Rising

Mam wielki sentyment do tej gry...

...i nadal ją lubię, mimo tego iż patrząc chłodnym okiem jest to produkcja bardzo niedopracowana. Advent Rising było bardzo ambitnym projektem zrobienia marki, która odniesie podobny sukces do Halo. Miała być trylogią, tworzącą wielką sagę, a jej uniwersum rozbudowywane przez książki i komiksy. Ba, nawet zatrudniono Orsona Scott Carda do napisania scenariusza! Gra jednak przeszła przez branżę bez większego echa, sprzedała się słabiutko i ostatecznie zakończyła tylko na części pierwszej. Nie bez winy był wydawca Majesco, które przez problemy finansowe wymuszał na studiach zbyt wczesne premiery wydawanych przez nich gier. Efekt taki, że Advent Rising to gra, w którą dobrze się gra, ale jest mocno zabugowana i chaotycznie posklejana. Widać wyraźnie, że mnóstwo zawartości było ciętych, brakuje wielu poziomów, a przede wszystkim płynności w narracji opowieści. Kto zagra, ten z pewnością wyłapie, że ewidentnie podczas w tym momencie miał być jakiś poziom lub walka z bossem, ale przez cięcia budżetowe i pośpiech wydawniczy nie ma nic - jest tylko jakieś dziwne przejście do następnego poziomu. Sama gra to natomiast całkiem przyjemna kosmiczna przygoda w stylu Halo i Mass Effecta. Strzelanie jest szybkie, mamy spore poziomy, możliwości prowadzenia pojazdami, a po mniej więcej 1/3 gry zdobywamy moce. I to właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa jatka, bowiem nasza postać dostaje pod skrzydła telekinezę, pchnięcie, szybkość, tworzenie tarczy energentycznej itp. I to właśnie te rzeczy sprawiają, że rozgrywka nagle zmienia swój charakter i sprzedaje nam nowe doświadczenia. A używanie mocy jest tutaj naprawdę bardzo fajnie zrobione. Nie ma nic przyjemniejszego niż podniesienie oponenta telekinezą i wywalenie go przez okno w przestrzeń kosmiczną! Albo odbicie lecącej w nas rakiety za pomocą pchnięcia (taaaak, taki jakby wiedźmiński Aard 😀) z powrotem prosto do strzelca! No i na koniec zostawiam prawdziwą perełkę, czyli fabułę. To kosmiczna przygoda, tworzona pod okiem jednego z najlepszych współczesnych pisarzy SF Orsona Scott Carda (tego od całej serii przygód o Enderze). Kiedy zagrałem pierwszy raz byłem nią zachwycony - totalnie dałem się porwać w wir tej space opery i zagłębić całym swoim serduszkiem w ten świat, gdzie kosmiczna rasa poczciwych Aurelian traktuje ludzi jako bóstwa, które według przepowiedni mają zmienić losy wszechświata. Ach i w ogóle och! Później bogatszy o zagranie w Mass Effecta, przeczytanie "Diuny" i "Expanse" oraz obejrzeniu paru "Star Treków" i "Battlestar: Gallactiki" wracając do Advent Rising mina mi mocno zrzedła, bowiem ta fabułka ma jednak swoje liczne braki, kiepskie dialogi no i cierpi na masakryczną niespójność narracyjną (tak jak mówiłem: wycinanie zawartości i cięcia budżetowe!). Ale jednak mimo wszystko lubię ją pamiętać jako tę pierwszą moją wielką epicką kosmiczną przygodę, która była katalizatorem do zainteresowania się gatunkiem space opery 😍 Czy warto zagrać dzisiaj? Jak to zwykle piszę przy takich przypadkach: pewnie tak. Na promocjach grę można wyrwać tanio, a sam gameplay nie jest jakiś taki szczególnie długi (można skończyć w 7-9 godzin), więc można przysiąść i poświęcić te dwa wieczory na grę ambitną, epicką, ale też i niedopracowaną z powycinanym contentem.

1 gamers found this review helpful
F.E.A.R. 2: Project Origin + Reborn

Dobry shooter, z "ale..." w środku

Druga część FEAR-a to bardzo udana kontynuacja kultowej "jedynki". Nowy silnik, nowe możliwości i nowy bohater, dzięki któremu możemy doświadczyć tej bardzo fajnej historii z innej perspektywy. Strzelanie w grze to perełka i Monolith tylko potwierdziło tezę, że w tamtych czasach byli totalnymi GOAT-ami w kwestii rozumienia gatunku FPS. Trzeba jednak poczekać do dalszych etapów, kiedy prowadzimy ogień w ciekawszych miejscówkach i już z większą ilością przeciwników. FEAR 2 pokazuje wtedy największe pazurki. Także fabularnie gra jest bardzo angażująca. Historia Almy, która posiada tajemnicze moce parapsychologiczne i wymknęła się spod kontroli eksperymentujących na niej naukowców, pokazana jest z innej strony. Tym razem działa inny oddział FEAR, a Alma ma wobec nich inne plany. Dodatkowo każdy z jego członków był już wcześniej pod obserwacją naukowców z wrogiej korporacji. My z kolei mamy możliwość poznać kolejne eksperymenty, plany jajogłowych wobec Almy i nas samych i kolejny fragment układanki historii ośrodka. Badanie i poznawanie tego wszystkiego to naprawdę kawał dobrej designerskiej roboty. Niestety, gra nie dojeżdża klimatem. Strona horrorowa trochę gdzieś tam pokazuje lwi charakter, gdzieś tam nas przestraszy, gdzieś tam przyprawi o wystrzał adrenaliny. Generalnie jednak atmosfera mocno siadła, zwłaszcza jeśli porównamy ją do pierwszej części, gdzie klimat był gęsty jak czarna ściana, a napięcie można było ciąć żyletką. Spora w tym zasługa... ...zmiany kierunku stylistyki gry. Największy zarzut do FEAR 1 to monotonność rozgrywki i faktu miejsca akcji tylko jednego kompleksu badawczego. W "dwójce" postanowiono to zmienić. FEAR 2 dzieje się w różnych lokacjach, zatem biegamy nie tylko po kompleksie badawczym, ale także i szpitalu, szkole, czy zdewastowanym mieście. To niestety sprawiło, że gra wytraciła swój charakter. Tam gdzie w "jedynce" była monotonia lokacji, był także i kapitalny klimat przez całą grę. Tam gdzie w "dwójce" są różne lokacje, trafiają się etapy świetne i kiepskie. Szkoła dla przykładu to totalnie obłędny poziom, pełen klimatycznych pomieszczeń i świeżości lokacji. Ale - jednak czujesz, że nie pasuje on do historii i jest takim ficzerem-bajerem jak efekciarski spojler na bagażniku Fiata Pandy. No i tu dochodzimy do tego tytułowego "ale"... Gra jest - niestety - generyczna. FEAR 1 ma swoje wady, ale nie można mu odmówić swojego stylu i charakteru. Część druga to - przykro to mówić - pójście w sztampę. Ówczesny rynek definiowany był przez konsole siódmej generacji i stąd FEAR 2 był tworzony głównie z myślą o nie. To niestety niosło za sobą ograniczenia i przymus dostosowania się do pewnych konwencji. Stąd gra jest banalnie łatwa, efekciarska tam gdzie nie powinna być, pełna rozmaitych filtrów i ficzerów graficznych jak świecące diody na broniach czy przeciwnikach (sic!!!), ziarenka itp. To ogólnie był dużo problem z tamtejszymi shooterami - nawet jeśli były to dobre produkcje, ciężko było je od siebie odróżnić. Weź sobie jednego screena z FEAR 2, Killzone, Wolfensteina albo jakiegoś tamtejszego Call of Duty, a nie odróżnicie ich przy pierwszym kontakcie. Stąd też do FEAR-a 2 raczej nie zapada w pamięć i po latach mówiąc o marce, raczej pamiętamy część pierwszą, a nie jej kontynuacje. Nie mniej jednak to kawał dobrego shootera i za pieniądze, jakie obecnie kosztuje na promkach, można śmiało kupować i grać.

FlatOut 2

Ostatnia dobra gra w gatunku...

...destruction debry. Był taki moment, kiedy było dość spore branie na gry samochodowe, oparte o destrukcję. Pamiętam do dziś, jak na szkolnych komputerach instalowane były Destruction Debry 1 i 2 oraz Carmageddon (po cichaczu oczywiście, by nauczyciel się nie skapnął :D). Jako czwartoklasiści cieszyliśmy michę, gdy udało się rozwalić pojazd przeciwnika. Potem ten gatunek odszedł do lamusa, ustępując maniactwu Need for Speeda. FlatOut to jeden z ostatnich udanych podrygów nawiązujący do dobrych czasów tego gatunku. Kontynuacja z kolei, to już cała kwintesencja tego gatunku, wyciskająca wszystko, co się da z miodności, jaką oferuje gatunek oraz... niewysokiego budżetu przeznaczonego na produkcję (no cóż, nikt nie oczekiwał, że będzie to mega-hit skąd pieniądze były sporo niższe niż u konkurencji robiącej "pewniaczki"). To kawał niesamowitej gry. Wyścigi są szybkie, emocjonujące, widowiskowe (wypadanie z kabiny!) i piekielnie grywalne. Po prostu inslatujesz, grasz i nawet nie wiesz, kiedy nabiło ci już 10 godzin grania ;)

3 gamers found this review helpful
Mortal Kombat 1+2+3

Nie mogę wystawić innej oceny niż 10...

...nawet pomimo tego, że pecetowe porty mają przekokszony poziom trudności poprzez chociażby to, że komputer wie, jakie naciskasz przyciski, a co za tym idzie wie, jakie wykonasz ciosy, zanim odpali się animacja. No ale to wciąż ten nieśmiertelny, klasyczny Mortal Kombat - gra, przez którą powstał system kategorii wiekowych w grach oraz gra, która miała w nas dzieci zrobić psychopatycznych morderców :D Już po samym odpaleniu intra i posłuchania muzyczki, która towarzyszy nam na ekranie wyboru postaci, ogarniają mnie ciary i wracają kilogramy wspomnieć z dzieciństwa, kiedy razem z kumplami ze szkoły, kuzynami i ziomkami z podwórka żyliśmy Mortalem, z wypiekami oglądaliśmy kinowe filmy, oraz ten serial telewizyjny, co leciał na Polsacie gdzieś w okolicach '99 roku ;] Tak, zdecydowanie, to jest ten nasz stary, kochany Mortal Kombat.

Quake 4

Marna gra od znakomitego studia

Do dziś pamiętam szał i zainteresowanie, jakie towarzyszyło powstaniu legend branży: powstały Half-Life 2, Doom 3 i Quake 4. Niestety, dwa ostatnie mecze wyraźnie nie przyniosły rezultatu. Choć Doom 3 po latach wciąż broni się swoją atmosferą, Quake 4 poniósł całkowitą porażkę. Jest to tym bardziej szokujące, że za jego tworzenie odpowiadało studio Raven - ówcześni mistrzowie FPS-ów, które nie były może rewolucyjne technologicznie, ale bardzo pomysłowe i znakomicie dopracowane pod kątem level designu. Star Trek Elite Force, serie Soldier of Fortune i Star Wars Jedi Knight, a wcześniej Hexen i Heretic to klasa sama w sobie. Quake 4 z kolei strasznie nie dowozi gameplayowo. Już w czasie premiery mocno odstawał od konkurencji, która oferowała znacznie więcej. Dzieło Raven jest monotonne, ma powtarzalne, nudne do zarzygania lokacje i całkowity brak pomysłu na rozgrywkę. No i najbardziej przytłaczająca rzecz: Q4 wszystko robi gorzej od innych gier. Były to już czasy Call of Duty, które wyznaczyło ścieżkę jak powinny wyglądać oskryptowane współprace z towarzyszami. W Quake'u zaś niby ich mamy, ale ich rola ograniczyła się do towarzystwa przez parę pomieszczeń, a potem zajmują albo znikają, albo robią coś innego. W dodatku fatalnie zakamuflowano skrypty co jeszcze bardziej wzmacnia uczucie i tak już bardzo sztywnej rozgrywki. Halo miało pojazdy. W Q4 z kolei to są najgorsze sekwencje. Far Cry oszałamiał olbrzymimi poziomami i swobodą rozgrywki. Q4 zaś też coś próbuje z dużymi lokacjami, ale ponownie brakuje na nie pomysłu, a na dodatek silnik Id Tech 3 kiepsko sobie radzi na otwartych terenach. FEAR dał nam niesamowicie wyglądające wymiany ognia. W Q4 zaś są one nudne, pozbawione dynamiki, a na dodatek bardzo źle zbalansowano bronie. Half-Life 2 to ideał scenariuszowo-gameplayowy, gdzie non stop coś się dzieje. Q4 zaś jest nudny i bezpomysłowy. Gra była gorsza od wszystkich już w czasie premiery, a teraz niestety również po latach mocno bije od niej ząb czasu.

3 gamers found this review helpful
Ground Control 2: Operation Exodus Special Edition

Kawał świetnego RTS-a

W latach 2000. RTS-y pomału zaczynały odchodzić już do lamusa, ale rok 2004 przyniósł nam jeden z lepszych przedstawicieli gatunku. Ground Control 2 to znakomita strategia, wykorzystująca na maksa całą wiedzę, doświadczenie i znajomość gatunku oraz możliwości technologiczne ówczesnych komputerów. Powstała naprawdę dobra gra, ślicznie wyglądająca i zawierająca bardzo dopracowany gameplay. Szkoda, że gra nie została należycie doceniona i po latach seria jest zapomniana. Szkoda tym bardziej, że wcale tak bardzo nie odstaje od Command & Conquer 3, Warhammera ani Company of Heroes.

Kane and Lynch: Dead Men™

Zajebista, ale też i przeciętna

Kane & Lynch to dla mnie jeden z dziwniejszych produktów, w jakie grałem. Jest to jednocześnie gra na 8/10 jak i 5/10 Jedne misje to totalne GOAT-y, które pozwalają poczuć się, jak w prawdziwym, męskim kinie sensacyjnym jak "Gorączka", czy "Zakładnik". Ucieczka ulicami miasta po napadzie na bank to level wprost wyjęty z filmu Michaela Manna. Zresztą, do dziś mam ciary na wspomnienie tej misji i w moim osobistym rankingu znajduje się ona w TOP 10 najlepszych leveli, jakie ograłem - a są tam m. in. takie tuzy jak wizyta w Czarnobylu w Call of Duty 4, misja samobójcza w Mass Effect 2, czy A Dance with the Devil w Hitmanie: Blood Money. Inne to nudne strzelanki, przy których ciężko powstrzymać się od zaśnięcia. A uczucie to powoduje bardzo słaba, niedopracowana mechanika strzelania. Czy warto zagrać? Pewnie tak. Choćby dla pierwszych misji, które są genialne. Czy warto ukończyć? Pewnie nie.

1 gamers found this review helpful