Spędziłem grając z tą grą ponad sto godzin, więc nie mogą napisać, że jest słaba. Ale z drugiej strony bywałem nią naprawdę zmęczony, więc dobra też nie jest. Z pewnością jest to tytuł ambitny. Może nawet za bardzo. „Pathfidner:Kingmaker” to w zasadzie są dwie gry upchnięte w jedną. Pierwsza to dość typowe RPG nastawione na dialogi, walkę i wykonywanie zadań, ktoś kto grał np. w Baldur’s Gate, czy Pillars of Eternity dość łatwo się odnajdzie. Natomiast druga polega na rozbudowie królestwa. I jest to format dość nowy, a przez to może sprawiać pełne trudności, zwłaszcza, że nie jest zbyt intuicyjny. Generalnie sprowadza się on do tego, że należy przy pomocy wybranych doradców radzić sobie z różnymi problemami jakie stoją przed królestwem (czy wcześniej baronią), a w międzyczasie je rozbudowywać i wzmacniać. A wszystko to trzeba odpowiednio wyważyć czasowo, co nie jest łatwe (chociaż wykonalne), trochę brakuje bardziej precyzyjnego wyjaśnienia, dotyczącego kierowania królestwem, wszystko robi się trochę w „ciemno”. Niestety można się na tym trochę przejechać i doprowadzić je do stanu, z którego nie da się go odratować (dlatego radzę mieć przynajmniej kilka zapisów gry na podorędziu, by nie musieć cofać się zbyt daleko). Sporo zastrzeżeń można też mieć co do „zwykłego” trybu rozgrywki. Zadania z limitem czasowym specjalnie mi nie przeszkadzają, bo nawet jeśli nie jest on wskazany dosłownie to jest jasne, że trzeba się spieszyć. Natomiast niektóre podziemia są źle zaprojektowane, bo raz, że często są po prostu napchane zbyt dużą liczbą średnio interesujących przeciwników, a dwa, że często zdarza się, że pokonuje je się bez przeszkód, aż natrafia się na wroga (i zwykle nie jest to końcowy boss), którego pokonanie jest bardzo trudne. Nie tak powinny być zaprojektowane poziomy. Ale tak narzekam, a ogólnie grało mi się całkiem nieźle. Jakie są mocne strony tej gry? Ciekawa fabuła, wiele możliwości wpływu na rozwój postaci, interesujący świat i jego mieszkańcy.
Spędziłem przy tej grze ponad sto godzin, więc w żadnym wypadku nie mogę napisać, że mi się nie podobała. Jak najbardziej ją poluibiłem, jednak mam też wobec niej dużo zastrzeżeń. Rozpocznę jednak od plusów. Świat gry może trudno nazwać realistycznym odzwierciedleniem Średniowiecza, jednak ośmielę się stwierdzić, że jest ono na tyle wierne na ile jest to możliwe, przy umożliwieniu dobrej zabawy. Podoba mi się jak wiele mechanik umieszczono w tej grze, bez wątpienia urozmaicają one rozgrywkę. Na plus trzeba także zapisać dość naturalny system rozwoju postaci - wraz z praktyką coraz lepiej idzie głównemu bohaterowi wykonywanie danych czynności. Największą według mnie zaletą gry jest swoboda jaka jest dana graczowi. Niemal każde zadanie można wykonać na kilka sposobów, wykorzystując różne drogi i różne umiejętności, niektóre wybory mają też konsekwencje, które gracz uświadamia sobie dopiero po jakimś czasie. Jeśli chodzi o fabułę to mam mieszane uczucia. Podoba mi się to, że wcielamy się w, jak na standardy gier komputerowych, raczej zwykłego człowieka, a rozgrywka toczy się w skali lokalnej. Natomiast sama historia jest dość przewidywalna, choć zżyłem się z głównym bohaterem i przejmowałem się jego losem. Muszę też pochwalić wątek romansowy, jak na standardy growe jest naprawdę dobrze poprowadzony, szkoda tylko, że tak krótki. Jak chodzi o wady to największą bez wątpienia są liczne błędy i bugi. Czasami są one po prostu zabawne, ale gra raz na jakiś czas lubi wyrzucić do pulpitu (nie zdarza się to nagminnie, ale wystarczająco często by było problem), co jest szczególnie odczuwalne przy kretyńskim systemie sejwów. Widać tez wyraźnie, że przy tworzeniu gry trochę zabrakło czasu i końcówka jest wyraźnie niedopracowana. System walki, choć ciekawie pomyślany, też nie jest najlepszy, bo stosowanie kombosów jest w zasadzie nieopłacalne. Kingdom Come jest godne polecenia. Ale ktoś kto je uruchamia musi liczyć się z tym, że będzie go ona kosztowała trochę nerwów.
Bound by flame to gra action-RPG osadzona w świecie fantasy. Trudno mi znaleźć jakiś obszar, w którym wyróżnia się zdecydowanie na plus na tle konkurencji (może fakt, że w zamian za dokonanie pewnych wyborów które później mogą mieć konsekwencja można zdobyć pewne unikalne umiejętności?), jednak całościowo jest to całkiem przyjemna gra, choć ma wady i to niestety całkiem sporo. Fabuła jest dość standardowa, źli czarownicy zdobywają kontrolę nad światem przy pomocy armii nieumarłych, protagonista jest najemnikiem pomagającym jednej z grup, która jeszcze stawia im opór. W wyniku rytuału, który poszedł nie do końca pomyśli go przeprowadzających zdobył on dziwną moc, która może pozwolić mu odwrócić losy wojny, niestety w pakiecie z demonem. Jak więc widać jest to raczej standardowa historia, choć trzeba przyznać, że pomysł z demonem jest o tyle ciekawy, że wybory jakich dokonujemy bezpośrednio wpływają na to jak wygląda rozgrywka, gdyż pewne moce można odblokować jedynie oddając mu kontrolę. Z pewnością jest co ciekawy pomysł, chyba najlepszy w całej grze. Sama rozgrywka polega na siekaniu przeciwników albo za pomocą broni jednoręcznej albo dwóch egzemplarzy broni krótkiej, przy czym można (a w zasadzie trzeba) wspierać się magią. No i kuszą. Należy nadmienić, że walka jest dość wymagająca, bez unikania/parowania ciosów nie ma się szans na sukces. I teraz dochodzę do momentu, gdy jestem zmuszony opisać największe wady gry. Otóż niekiedy zdarza się, że ma ona problem z prawidłowym wykrywaniem trafień, niekiedy traci się zdrowie pomimo tego, że cios został uniknięty. Dość irytująca jest też pewna ślamazarność głównego bohatera, który, zwłaszcza powstając rusza się jak mucha w smole. Generalnie nie przeszkadza to bardzo, ale podczas końcowej walki jest to wyjątkowo irytujące, sama w sobie nie jest trudna, natomiast jest długa. W czasie walki irytują też towarzysze, wprawdzie można im wydawać polecenia, ale i tak giną oni nader często. Całkiem przyzwoita gra.
Chyba nie ma drugiej gry takiej jak ta. Bo, choć "Disco Elysium" to jest RPG w którym awansuje się na kolejne poziomy doświadczenia, to jednak jest zupełnie pozbawione systemu walki. W związku z tym wszystkie umiejętności jakie się rozwija są związane albo bezpośrednio z dialogami albo obserwacją otoczenia (są też takie związane ze sprawnością fizyczną, jednak również je wykorzystuje się się po prostu klikając w odpowiednią opcje). Generalnie rozgrywka sprowadza się do eksplorowania świata, czytania wewnętrznych dylematów/ przemyśleń głównego bohatera (są one często mocno zakręcone, bo i jego umysł jest mocno zakręcony) i pracy detektywistycznej (bo wcielamy się w policjanta, z dość burzliwą przeszłością). Jest tu sporo polityki, ale wszystkie ideologie zostały przedstawione w karykaturalnej formie (np. komunistyczne wybory często sprowadzają się do wykrzykiwania „PRECZ Z BURŻUAZJĄ”) , widać tu wyraźną krytykę przywiązywania zbyt dużej wagi "czystości ideologicznej". W grze jest dużo czytania, nie aż tyle jak w Planescpae: Torment (którego to zresztą twórcy wymieniają jako jedno ze źródeł inspiracji), ale dużo więcej niż w przeciętnej grze. Ale ponieważ tekst jest w większości interesujący, nie było to dla mnie problemem. Twórcom udało się stworzyć sporo naprawdę ciekawych postaci, trudno nie wspomnieć tu towarzysza głównego bohatera Kima. Pozornie jest to nudny i dość typowy policjant, jednak po pewnym czasie okazuje się być bardziej interesującą postacią, która ma swoje pasje i słabości. Najsłabszym elementem gry jest według mnie jej końcowa część (wyłączając samo zakończenie), do pewnego momentu gracz może dość swobodnie eksplorować świat gry, ale potem jest on w zasadzie prowadzony za rączkę, bo ma niewiele do roboty oprócz tego co przewodzili twórcy. Samo zakończenie jest specyficzne, jednak tematycznie pasuje do reszty gry i nie byłem nim rozczarowany.
Ponoć początkowa ta gra miała być dodatkową kampanią do Gwinta, ale rozwinęła się w samodzielną produkcję. Jest o tyle zaskakujące, że bitwy karciane stanowią zdecydowanie najsłabszy element gry i być może z innym system walki byłaby ona jeszcze lepsza i odniosłaby większy sukces. Same w sobie nie są złe, ale jest ich zbyt dużo i pomimo próby ich urozmaicenia w formie zagadek na dłuższą metę są nużące (choć trzeba przyznać, że niektóre zagadki stanowią spore wyzwanie, aczkolwiek niektóre są tylko irytujące) i sprawiają wrażenie dodanych na doczepkę. Jest to nieco zabawne, bo już ulepszanie obozu, które w pewnym stopniu jest z tymi bitwami powiązane, daje sporo frajdy. Fabuła jest ciekawa, nawet jeśli charakter Meve mocno kłóci się z tym co można było wyczytać w książkach, do których nawiązań jest zresztą całkiem sporo. Należy też pochwalić autorów za to jak poradzili sobie z dokonywaniem wyborów i wynikającymi z nich konsekwencjami. Pomijając kilka przypadków nie są to rzeczy duże, ale zrealizowane dobrze i fajnie zobaczyć, że gra pamięta o decyzjach podjętych kilka rozdziałów temu. Jeśli ktoś nie jest uczulony na karcianki, powinien spróbować zagrać w tę grę, są duże szanse, że mu się spodoba. Nie jest idealna i ma swoje wady, ale jednak na końcu nie żałuje się spędzonego z nią czasu.
Gra ma swoje lata (jest już prawie pełnoletnia!), ale biorąc to pod uwagę wygląda naprawdę nieźle. Interfejs jest nieco toporny, ale da da się do niego przyzwyczaić, przynajmniej ja nie miałem z tym większych problemów. Jak chdozi o stabilność działania...generalnie da się na Windowsie 10 grać, ale polecam często robić sejwy, bo zdarza się, że gra ni stąd ni zowąd wyrzuca do pulpitu. Trafiają się gteż bugi (na przykład po pokonaniu wroga nie wypadnie przedmiot bez którego ukończenie gry jest niemożliwe, dlatego polecam używać kilku sejwów). Twórcy jako jedno ze źródeł inspiracji wskazywali „Diablo” i ta inspiracja jest bardzo widoczna jak chodzi o gameplay. Mierzymy się z hordami przeciwników, pokonujemy wręcz absurdalne ich ilości. Na dłuższą metę jest to nieco nużące, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę długość „Divine Divinity”. Momentami robi się to mocno nużące. Początek gry też może być nieco zniechęcający, bo autorzy z jakiegoś powodu postanowili wrzucić najdłuższe podziemia na sam początek i mogą one sprawić grającemu pewne problemy. Klasy także są nie do końca dobrze zbalansowane, bo Survivor ma zdecydowanie najtrudniej, a jego specjalny ruch jest w zasadzie bezużyteczny. Na całe szczęście można to nieco poprawić, bo gra daje niemalże całkowitą swobodę rozwoju postaci. Podoba mi się też, że nie traktuje ona siebie zbyt serio. Wprawdzie humor momentami jest nieco toporny, ale i tak ubarwia tę dość standardową dla gry fantasy fabułę. A niektóre żarty są faktycznie zabawne. Czy żałuję czasu spędzonego z tą grą? Nie. Czy poleciłbym ją komuś innemu? O ile lubi hack’n’slashe to tak, ale myślę, że i on bęzie pod koniec dość zmęczony ilością wrogów. Aha, walka z Josephiną jest ABSURDALNIE trudna biorąc pod uwagę starcia z innymi przeciwnikami.
Ech, trochę trudno jednoznacznie ocenić tę grę. Bo z jednej strony przeszedłem ją szybko (w trzy dni), momentami odczuwając przy tym spore emocje, a z drugiej strony czegoś mi jednak brakowało (może więcej elementów horroru, które są w zasadzie zupełnie nieobecne?), na dodatek gra ma trochę niedoróbek technicznych. Jest to tytuł z pewnością warty uwagi, ale spodziewałem się po nim jednak trochę więcej. Na pewno na plus należy grze zaliczyć system "moralności" (w cudzysłowie, bo de facto nie chodzi w nim o ocenę etyczną postępowania gracza, sprawa jest nieco bardziej złożona) i nie przeszkadza mi to, że przez niego obejrzałem "złe" zakończenie (które zresztą podoba mi się bardziej niż to niby kanoniczne). Muszę jednak wspomnieć o tym, że niektóre jego elementy są dyskusyjne, całościowo jednak wypada nieźle. Pod względem rozgrywki jest to dość typowy shooter, aczkolwiek warto zauważyć, że można go potraktować jako składankę, uznając rozwiązanie siłowe za ostateczność. Co do minusów - nie podoba mi się średnio ciekawa fabuła, mała swoboda gracza (może czasami trochę eksplorować, ale o prawdziwej wolności nie ma mowy) i system automatycznych sejwów, który niekiedy sprawia, że gra zostaje zapisana w środku walki, co przy jej wczytywaniu może być nie lada problemem. Na dodatek nie można cofnąć się wcześniej niż do ostatniego checkpointu. Za to duży minus. Warto zagrać, ale nie należy spodziewać się fajerwerków.
Pod wieloma względami Firewatch jest ciekawą grą - pozwala na dość swobodną eksplorację terenu (nie jest on duży, ale też nie jest mikroskopijny), stara się poruszyć dość ważne tematy i nie jest w tym nachalna. Gdyby oceniać ten tytuł jako symulację podróżowania po lesie (i skałach) to zasługiwałaby na bardzo wysoką ocenę, jednak Firewatch ma większe ambicje, próbuje opowiadać o różnych formach (rzecz jasna nieudanych) ucieczki od rzeczywistości. Problem w tym, że robi to w średnio udany sposób. Główny bohater gry to Henry, którego żona zapadła na demencję. Szczegóły ich relacji gracz poznaje w formie napisów, przerywanych krótkimi scenkami, w których gracz kieruje poczynaniami głównego bohatera, gdy ten jest akurat sam. To jest oczywiście zabieg celowy, bo gra w założeniu jest introspekcją, podróżą wgłąb siebie (dlatego też gracz niemalże nie spotyka innych postaci). W każdym razie prawdziwa gra zaczyna się po tym jak Henry nie mogąc poradzić sobie z problemami żony postanawia zatrudnić się jako człowiek pilnujący tego, czy w lesie nie wybucha pożar. Henry podejmuje tę pracę, by uciec od problemów, a także zażyć przygody, oczywiście jak to zwykle bywa w takich przypadkach należy uważać na to czego się pragnie. Jedyną osobą, z którą będzie się kontaktował jest inna strażniczka, Delilah, ona rzecz jasna także od czegoś ucieka. Mam jednak problem z relacją pomiędzy nią i Henrym. Ona od początku narzuca mu się, nieustannie chce się dowiedzieć jak najwięcej o jego życiu prywatnym, jest nieznośna i jak dla mnie niezbyt sympatyczna. A mimo to nawet jeśli odpowie się na jej zaczepki ostro ucinając temat, to Henry w późniejszych rozmowach wciąż z nią flirtuje i ufa jej bezgranicznie, co jest w sumie nieuzasadnione.
Odpalanie gry, która ma przeszło dwadzieścia lat zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Nie da się ukryć, że możliwości sprzętu komputerowego znacznie się od tego czasu zwiększyły, a i sam przemysł gier przeszedł niemałą ewolucję. Ja jednak jestem dość odporny na archaiczną grafikę i niewygodny interfejs, a Fallouta 1 skończyłem jakieś dwa lata temu, więc nie spodziewałem się, że będzie źle i mniej więcej wiedziałem co mnie czeka. I nie jestem rozczarowany, aczkolwiek muszę wspomnieć o tym, że początek gry jest naprawdę trudny. Bycie wrzuconym do świątyni, gdzie natychmiast jest się atakowanym przez przerośnięte mrówki to nie jest coś co można nazwać "przyjemnym wprowadzaniem do gry". Jako tutorial jest to niestety porażka, a taką rolę ten obszar miał spełniać. W ogóle Fallout 2 na początku jest przesadnie trudny (gracz co krok natyka się na grupy bandytów, kosmitów, czy innych stworów przed którymi może tylko uciekać), by pod koniec stać się dość łatwy, niestety nie jest to produkcja dobrze zbalansowana. Rozpocząłem tę recenzję od narzekania, ale nawet teraz, w 2018 roku, jest to świetna gra. Stopień swobody dany graczowi, liczba sposobów na jakie może on sobie poradzić z napotkanymi problemami przebija większość (o ile nie wszystkie) dzisiejsze produkcje. Zresztą sama liczba zadań sprawia, że gra przykuwa do monitora na długie godziny, a postacie, które się spotyka często zapadają w pamięć (Marcus, Sulik, czy mieszkańcy Gecko). Dokonano też pewnych ulepszeń w stosunku do pierwszej części – przede wszystkim umożliwiano graczowi rozkazanie jego towarzyszom by się przesunęli, co sprawia, że nie jest już tak łatwo utknąć w jakimś pomieszczeniu, a także nieco poprawiono ich zachowanie w walce, co sprawia, że nie zawsze są oni dla gracza śmiertelnym zagrożeniem. Nie wiem ile z dzisiejszych gier będzie grywalnych za dwadzieścia lat, ale wiem, że jeśli w 2018 roku można się dobrze bawić grając w grę z roku 1998 to musi to być tytuł wybitny.
Moje oczekiwania wobec „Wiedźmina 3” były ogromne. Nie ma w tym nic dziwnego w końcu to gra, która zebrała mnóstwo nagród branżowych i jest często określana jednym z najlepszych RPG-ów w historii, na dodatek jest to kontynuacja tytułu, który bardzo mi się podobał. Czy zdołała ona spełnić moje oczekiwania? Nie do końca, ale przyznaję, że jest to świetna gra. Choć spodziewałem się, że będzie jeszcze lepsza. Zacznę jednak od jej mocnych stron. Bardzo dużym, a chyba nawet największym jej atutem są zadania poboczne, których nie tylko jest dużo, ale i są w większości bardzo wysokiej jakości i niejednokrotnie stawiają grającego przed bardzo trudnymi wyborami. Duże wrażenie robi także otwarty świat gry. Nie jest on, jak to często bywa, wypełniony dekoracjami, które służą tylko temu by gracz wykonał to co powinien i by już nigdy do danego miejsca nie wracał. Nie, ten świat żyje, zmienia się, a ludzie go zamieszkujący zajmują się swoimi sprawami. Poza tym gra jest bardzo ładna, nawet trzy lata po premierze sprawia na grającym duże wrażenie. Krajobrazy są piękne, a np. Toussaint zostało przedstawione dokładnie tak jak przedstawione być powinno. Najsłabszym elementem gry jest w moim przekonaniu główny wątek fabularny. Nie jest jednak tak, że jest on całkowicie nieudany. Do pewnego momentu rozwija się dość logicznie i w dobrym tempie. Niestety po odnalezieniu Ciri sytuacja się zmienia i historia toczy się chaotycznie i co najgorsze nie mamy okazji dobrze poznać głównego antagonisty, który podczas całej rozgrywki prawie się nie odzywa. Na dodatek walka z nim jest zdecydowanie zbyt łatwa. A przecież, jak pokazały to dodatki – nie jest tak, że twórcy nie potrafią stworzyć ciekawych przeciwników, wydaje się więc, że po prostu zabrakło im czasu lub pieniędzy, by móc w pełni zrealizować swoje zamierzenia. Mimo tych zastrzeżeń polecam tę grę każdemu, kto nie jest uczulony na komputerowe RPG-i, absolutnie nie żałuję spędzonego z nią czasu, a „Serca z Kamienia” są znakomite.