

Nie będę rozwodzić się nad oczywistymi przymiotami gry, gdyż wiele już głosów zabrzmiało w tej kwestii. Ostrzegam, iż moja opinia będzie niepopularna, a jej lektura może przyprawić zagorzałego fana - dostrzegającego w Wiedźminie 3 diament bez skazy - o zgrzyt zębów. Tryb fabularny ukończyłam dwa razy, i to właśnie kolejne przejście gry uzmysłowiło mi, ileż w niej jest wad. Nie skupię się na mechanicę, wszelkich technicznych aspektach gry, lecz na samej historii. > "3" w tytule jako ozdoba "Dziki gon" doprawdy nie winien być tytułowany kontynuacją wirtualnych przygód Geralta z Rivii. Niejeden wątek poruszony w poprzednich częściach został przemilczany, zabity po cichu. Do najbardziej rażących braków nalezą: -Nieobecność Iorvetha (Sapkowski dał mu imię, a CD PROJEKT RED ciało i osobowość. Mimo iż w "Zabójcach Królów" grał pierwsze skrzypce obok Roche'a, nie ujrzymy go w "Dzikim Gonie". Możemy jedynie liczyć na lichą wzmiankę o nim. Trudno mi zrozumieć, czemu twórcy wypięli się na tak ciekawą postać, którą ulepili z własnej gliny. - Nieobecność Saskii - postaci istotnej dla tych, którzy postanowili wybrać ścieżkę Iorveth'a. Wybór, który zaważa na jej losie w drugiej części gry zdaje się być istotny. To gracz decyduje o jej śmierci czy przeżyciu. Długo się wówczas zastanawiałam, jakiegoż wyboru dokonać. A tu się okazało, że koniec końców.. cokolwiek bym uczyniła, nie ma znaczenia. - Anais i sprawa temerska - kolejny raz dałam się nabrać. Jakkolwiek byśmy z nią postąpili, Temerię w "Dzikim Gonie" spotka jedno - upadek. Niestety daleko scenarzystom do choćby zrównania się z poziomem pisarskiej precyzji studia BioWare, które trylogią "Mass Effect" udowodniło, iż nie ma sobie równych w kwestii tworzenia dylematów moralnych i płynących z nich konsekwencji.