87h 51m – czy to znaczy, że mi się podobało? Oj nie. To tylko znaczy, że wydałem zbyt dużo pieniędzy, żeby teraz przyznać, że się zmarnowały. Cyberpunk 2077: Ultimate to tytuł, który potrafi zachwycić klimatem Night City, ale im dłużej się gra, tym więcej widać jego ograniczeń. Fizyka momentami przypomina gry sprzed dwóch dekad – pojazdy zachowują się nienaturalnie, a przeciwnicy potrafią „wpaść” w przedziwne stany animacyjne, jakby wyjęte z automatowego shootera. Logika świata gry bywa naciągana – niektóre sytuacje fabularne lub mechaniki działania postaci wypadają po prostu mało wiarygodnie, co odbiera immersję. System walki szybko staje się powtarzalny. Znalazłem skuteczną kombinację – pistolet z tłumikiem – i przez większość gry nic nie zmusiło mnie do zmiany. Eksperymentowanie z bronią czy umiejętnościami nie było nagradzane, a większość zdolności – poza podwójnym skokiem, który przydawał się do szybszego poruszania – miała znikomy wpływ na rozgrywkę. Jeśli chodzi o narrację i postacie – są momenty świetne, ale zdarzają się też wątki wprowadzone zbyt dosłownie, przez co niektóre relacje wydają się wymuszone, zamiast naturalnie wynikające z wyborów gracza.