

I cannot lie - I was lured by this game's graphics. Yet I stayed for the gameplay. Potion Craft is about making potions, managing the ingredients and solving the customers problems. Crafting system is really ingenious; it's not repetitive and boring: "I've collected 50 scrap metal and 100 wood, so I have to click 50 times to make 50 swords". Potion making is an art. You've got some sort of map - adding of each ingredient results in taking a different path, leading to the desired potion effect. Sounds simple, yet some effects need careful planning and it's quite satisfying. What I like the most in this game, however, is not the gameplay mechanics - yet the lovely, comfy atmosphere. You're sitting in a nice house, collecting herbs, welcoming guests, making potions and haggling - and it feels just good. For parents - it's a pretty good game for playing with children (or anyone, who's not really into video games). You just need to make the "thinking" part, leaving using mortar and pestle or stirring part for children. Rather for casuals than for hard players - it's not about challenge (it's really simple game), but a comfy atmosphere and exploration. This game forgives many mistakes and does not require perfection, moreover you can save anytime you want. I can recommend this.

Technicznie rzecz biorąc, KoP&P jest klasycznym jRPGiem - mechanika gry mogłaby uchodzić za innowacyjną może w latach 90. Może. Jeśli zechcesz w nią zagrać, nie warto robić tego dla "wyrafinowanej" mechaniki, wyzwania (gra jest banalnie prosta) czy fabuły (totalna sztampa, nic ciekawego) - ale dla klimatu. KoP&P jest wzorowana na do bólu sztampowych, typowych, absolutnie liniowych i szablonowych "papierowych" RPGach. Takich, w których ani mistrz gry, ani gracze nie udają, że chodzi im o coś więcej niż tradycyjną sieczkę, wbijanie kolejnych poziomów, zdobywanie coraz lepszego sprzętu, nabijanie cyferek wyżej i wyżej. I ta gra w swojej kiczowatości ma pewien urok, który może się spodobać zwłaszcza staruszkom po 30. wspominającym swoje pierwsze gry RPG grane po szkole z kolegami, na bazie spiraconych podręczników do D&D. Tak by uśmiechnąć pod nosem do wspomnień, widząc dość oczywiste nawiązania do najprymitywniejszych RPG i typowo "sesjowych" sytuacji. Osobiście polecam grać do momentu, w którym grindowanie kasy i sprzętu zacznie nużyć - fabuła ma tu doprawdy zerowe znaczenie, odpuszczając ją sobie niczego nie stracisz, a po co się męczyć na siłę? Serio, nie popełnijcie mojego błędu, odpuśćcie. Przeszedłem tę grę, żebyście Wy nie musieli. W gruncie rzeczy, początkowa faza gry jest zdecydowanie najfajniejsza - i chociażby dla niej można rozważyć rozpoczęcie rozgrywki. Gra mimo to naprawdę da się polubić, może zapewnić odmóżdżającą rozrywkę na parę wieczorów, choć pokochać nikomu się nie da. Do gry angielski wymagany na poziomie niewiele większym niż "I am not understand, me is from Poland". Najwyżej przegapisz parę smaczków, zagrasz jednak bez problemów. Można rozważyć na jakiejś przecenie czy coś. O ile kiedyś nie trafi na giveaway'a, a czuję w kościach, ze kiedyś trafi.
S:BE jest trochę jak paczka tanich chipsów: nic wyszukanego, ale możesz je sobie jeść, jeść, jeść... i jest fajnie. Jak na większość gier RPG przystało, fabuła pełni tutaj rolę absolutnie drugorzędną. To nie ciekawa historia ma dawać nam rozrywkę, a wycieranie podłogi kolejnymi przeciwnikami i patrzenie jak rosną nam cyferki przy statystykach. Twórcy S:BE zdają się zupełnie nie kryć z tym, że istotą ich dzieła jest Grinding & PowerGaming w najczystszej postaci + miły klimat gierek tekstowych z lat 80. Gameplay jest prosty jak konstrukcja cepa. Walka jest turowa, ogranicza się zwykle do wybrania ciosów, stosowania uników i okazjonalnego podleczania. Staramy się tworzyć combosy, monitorować na bieżąco swój pasek zdrowia i statusy - i ciągniemy walkę aż pasek zdrowia przeciwnika zjedzie do zera. Niby z czasem dochodzą dodatkowe ciosy/opcje, pewne urozmaicenia, niby można kombinować z jakąś taktyką, ale w gruncie rzeczy najwięcej zależy od tego "kto ma większego" - Ty czy przeciwnik. Dlatego też trzeba zadbać o sprzęt i wbijanie odpowiednio wysokiego poziomu, zanim popchniemy fabułę do przodu. I to w zasadzie niemalże cały gameplay. Albo idziesz się bić - albo idziesz do miasta, aby pogrindować sprzęt/podkręcić statystyki z użyciem zdobycznej forsy i materiałów. I przez jakiś czas w zupełności to wystarczy. Kto nie lubi patrzeć jak mu cyferki rosną i dochodzą nowe umiejętności? Niemniej, po kilku, może kilkunastu godzinach zaczyna to męczyć - grindowanie kolejnych przedmiotów jest coraz żmudniejsze, walki zaczynają męczyć swoją powtarzalnością, zdobywanie kolejnych poziomów przestaje dawać satysfakcję. Gra da się polubić, ale raczej nie da się pokochać. Jak akurat jest na wyprzedaży - możesz w nią zainwestować a zapewni Ci parę(naście) godzin sympatycznej, niezobowiązującej i odmóżdżającej rozgrywki, porównywalnej z oglądaniem sobie filmów klasy B z lat 80/90. ubiegłego wieku.