Zachwyty z każdej drewutni wyskakują jak diabeł z pudełka, co mnie absolutnie zdumiewa. Sterowanie kamerą jest tu koszmarne. Mapa - dramatycznie nieczytelna. Fabuła - jakaś bajdura o insektach w głowach….tak się składa, że całej drużyny. Historia ani ziębi ani grzeje, poza tym, że przekombinowana. Właściwie co? Mam się pozbywać tego robala czy nie? Zdecydujmy się….bo niby na tym cała oś akcji jest osadzona. P….dyliard czarów, z których na wejściu nie wiadomo, co jest sensowne a co słabe. Na siłę powrzucane jakieś podlecania się nawzajem końskie jak w gimnazjum. Geniusz tkwi w prostocie. Na tym polega cała sztuka aby historia była prosta, życiowa a złapała za gardło i serce a nie jakieś przepływy pseudoświadomości dużych dzieci. Nawet nie umywa się ta produkcja do Wrót Baldua. Do wspaniałej przygody w lasach i na bezdrożach między Beregostem, Gospodą PPD a Knieją Otulisko. Tam działała wyobraźnia i czuło się wielką, tajemniczą przestrzeń Faerunu jak tolkienowskiego Śródziemia - tu mam wrażenie, że snuję po jakiejś ciasnej prowincji ze skałkami. Właściwie co chwilę muszę się gdzieś przeciskać, bo oczywiście tam, gdzie chciałbym pójść to akurat nie można. Ci herosi - siła 18.00, stękają wchodząc na jakiś stopień skalny jak paralitycy. Oglądam jakieś recenzje zachwyconych redaktorów, że super, bo…”można kopnąć wiewiórkę i ona się super roztrzaska o drzewo…” Nie no sorry….i to pytanie w opcjach…. czy pokazywać genitalia? Tak tak - pokażcie. Już pokazaliście... Signum temporis. To ja z kolei może palec pokażę. Ten bynajmniej nie serdeczny. 250 złotych….podatek od naiwności. Kara minus trzy do inteligencji…Mieli jedną dobrą grę - Divine Divinity….to do dzisiaj jest tak zabugowana, że co chwilę wywala do windy. Szkoda….Wrota Baldura, jak Wiedźmin - znalazły swój Netflix w Larianie. Tako rzecze Alaundo.