W młodości się w tą serię zagrywałem na równi z Total Warami, Operation Flashpoint czy pierwszymi Rainbow Six. Wciąż ta gra ma w sobie wiele życia, a właściwie żadna seria nie poszła w jej ślady. Company of Heroes to jest szybszy i mniej realistyczny RTS, a Combat Mission to turówka. Owszem, sterowanie trąci myszką, brakuje też możliwości podglądu 3D terenu, szczególnie nie widać sensownego podglądu ukształtowania terenu, a pojazdy poruszają się bardzo chaotycznie. Ale w tej grze można w polu sprawdzić zasady bounding overwatch, chwilowej przewagi ogniowej i doświadczyć zmęczenia operacyjnego. Przy okazji przeżywając emocje walki kilku żołnierzy o opuszony budynek czy z napięciem obserwować obsługę PIATa, która stara się przeładować na czas swoja broń, zanim zostanie zlikwidowana przez samotny pojazd wolno obracający lufę w ich stronę. Ta gra oferuje szczegół i ogół w bardzo przekonywujący sposób. Mimo pewnych interface'owych archaizmów od strony taktycznej nie zestarzała się ani na jotę.