After very disappointng BS3 ( and slightly less disappointing BS4 ) 5th instalment in series is finaly a return to form for Revolution Softwere, a classic point & click adventure. Again Gorge and Nico will embark upon adventure with potencialy world-ending consequences, and meet plenty of quirky characters, both new and old. And it is a decently long game, for me it took 9 and half hours to beat, wich for P&C is not that bad of a milage. There even will be run in with Strobbart's bane, the goat :) . Twice :D So wht not 5 stars ? Well, 2 things, graphics and puzzels. Backgrounds are beautifull, but characters themselfs are just 3d models painted up to look like classic hand drawn. It's especialy visible in rather limited number of animations, for example if you show other character item, game will never show it in Gorge/Nico hand. And puzzles, core of any adventure game, are most of the time, rather simple. It's not nesesary a huge drawback, but if you want to be intelectually challenged, well, look somewhere else.
Trzecia część serii o złamanym mieczu ma jedną z lepszych, może nawet naj, fabuł w serii, ale niestety na tym w zasadzie kończą się dobrze rzeczy które mogę o tej odsłonie powiedzieć. Chciałbym wiedzieć co w Revolution softwere wstąpiło w tym 2002/3 że zdecydowali się na taki projekt. Mieli za sobą dwie klasyczne, bardzo dobrze przyjęte gry przygodowe i perfekcyjnie dobry silnik do robienia kolejnej. Tu tymczasem zdecydowali się na "pełne" 3D, które niestety nie było przesadnie piękne nawet w 2003, a dzisiaj wygląda po prostu słabo. Po co, żeby wydać grę na konsole gdzie i tak sprzedała się tak sobie ? Gra ma też /okropne/ sterowanie. Owszem, z czasem idzie się do niego przyzwyczaić, ale pierwsza 1/2-1/3 gry będzie pewnie spędzona mniej na rozwiązywaniu zagadek, a bardziej na walce z nim. Odbija się to też na jakości zagadek, są nierzadko mniej skomplikowane, a często ( ZA często ) sprowadzają się do przesuwania różnych skrzynek i innych obiektów po podłodze. Szkoda że autorzy tak zepsuli tą grę i (prawie) serię. Część czwarta jest trochę lepsza, ale do dawnej formy wrócili dopiero w piątce.
Zacznijmy może od silnych stron. Głowni bohaterowie mają bardzo dobrze podłożone głosy, fabuła gna ich przez całkiem sporą liczbę miejsc ( od USA, przez Japonię, Kubę aż po finał w Wenezueli ), a sama opowieść jest wciągająca i w cholerę ponura gdzie każda próba poprawy sytuacji wciąga bohaterów tylko w jeszcze głębszą matnię. Grafika jest w miarę solidna jak na koniec 2007, a lokacjom nie brakuje (zazwyczaj) kolorów i szczegółów. Poza paroma drobnymi zacięciami nie trafiłem też na żadne problemy techniczne, glicze ani bugi. Nie gra niestety jeden z kluczowych elementów - strzelanie. Możemy nosić tylko jedną broń i słaby pistolet. Pukawki, z jednym wyjątkiem snajperki, mają bezsensowny wręcz rozrzut i trafienie czegokolwiek dalej niż kilkanaście metrów od postaci wymaga albo dużych ilości amunicji albo szczęścia. Tym bardziej że wrogowi są bardzo niekonsekwentni w kwestii tego ile kul mogą przyjąć. Czasem wystarczy jeden headshot, czasem cztery. Intelekt wirtualnych towarzyszy broni też bywa nierówny. Zazwyczaj jest w miarę ok, ale mam wrażenie że w poprzedniej grze IO Interactive, Freedom Fighters, drużyna była jakoś bardziej ogarnięta.... Bardzo nierówna jest też odporność postaci. Nie ma tu widocznego paska zdrowia ( ogólnie interface jest bardzo minimalistyczny ), rany są sygnalizowane czerwonym filtrem i pochyleniem kamery. Czasem jak wpadniemy pod ostrzał to nawet jak mocno oberwiemy to jest czas by wycofać się za osłonę i zregenerować, czasami jednak ( nawet na łatwym ) wrogowie potrafią spruć nas z 100% do zera w ciągu 2-3 sekund. Chowanie się za osłonami też nie zawsze działa, zdarzało się że byłem całkowicie ukryty a i tak okazjonalnie dostawałem. No i naprawdę nie jest to długa gra. Mi kampania zeszła w 4h30min, ogarnięty gracz pewnie poradził by sobie w 3. Kiedyś był jeszcze multi, nawet z ciekawymi trybami, ale działał przez usługę "games for windows" i obecnie jest martwy.
Created by Al Love ( yes, one of LSL fame ) Torin's Passage is good example of old style point&click adventure games, just like a lot of other Sierra clasics. How much you will enjoy this game depends mostly of how tolerant you are to some design quirks of old p&c, like not always logical puzzles, no highlighting of interactive areas, ocasional pixel hunts, and backgrounds of charming but far from exactly high quality graphics ( ok, game is from 1995, set your expecations low ). Tho one bit of novelty is, unlike almost all of oldschool P&C, death is just slap on the wrist and loads you right back before "bad" decision. There is even easter egg related to that. Storywise, it's not bad, just there is not that much of it. Protagonist gets tricked into chase after sorcer Lycenita, does exaytly that for 99% of the game, and gets a bit of resolution at the very end. Tho understandable in contex of this was first of FIVE planed games. And yes, I got a special message from Al Love at the end. Didn't you?
Sam Peters jest spin-offem serii Secret Files, i poniekąd pomostem miedzy częścią 2 a 3. No, w zasadzie to bardziej wyjaśnia co się stało z Sam, jedną z ko-protagonistów Purritas Cordis po tym jak została w połowie tej gry bezceremonialnie wyrzucona z fabuły. Od strony technicznej to 100% klasyczna gra przygodowa - zbieramy przedmioty i rozwiązujemy zagadki. Poziom trudności jest tu relatywnie niski więc cała gra jest całkiem relaksująca ( chociaż można powiedzieć też że nudna i pozbawiona wyzwania). Jedynie labirynt na samym końcu jest trochę bardziej wymagający. Największą jej wadą jest niestety to jak żałośnie krótka jest - mi z solucją udało się w zaledwie 2 godziny, a nawet bez mówimy o może 3-4, więc bardzo mało nawet jak na standardy generalnie krótkich Point&Clików. Kupować tylko na wyprzedaży.
Trzecia część tajnych akt wieńczy trylogię i w miare solidny spodób zamyka historię opowiadaną prezez tą serię ( chociaż prawie wcale nie nawiazuje do części 2, a jest bardziej kontynułacją jedynki ). Szkoda może że nie wraca więcej postaci z poprzenich części, gracze pewnie z chęcią by jeszcze raz pognębili szeregovergo Śpivoka :D . Gra, co tzreba jej przyznać, wreszcie zalicza nieco postępu technicznego w stosunku do poprzednich częśći - grafika jest lepsza, modele postaci dokładniejsze i lepiej animowane. Gra ma nawet ( co moze uchodzić za herezję wśród przugodówkowych purustów ) różne rozwiązania niektórych zagadek ( z tym samym skutkiem, ale możemy wybrać czy użyjemy przedmiotu A czy B ) oraz więcej niż 1 zakończenie ( różniace się jednym slajdem ). Jeśi chodzi o zagadki, gra jest dość wymagająca. Puzle są generalnie logiczne, ale wymagają duuużo kombinowania z rozgrywaniem zaszystych w otoczeniu wskazówek. Dłuogość - z solujcą 5 godzin, więc nawet jak na przygodówkę trochę średnio. Ogólnie - jeśli podobały się poprzednie części, można brać.
Puritas Cordis ma trochę syndrom drugiej gry w trylogii - trzeba trochę chociaż znać część pierwszą by orientować się w fabule, ale jednocześnie nie zamyka jej dość definitywnie by nie było części trzeciej. Od strony technicznej to praktycznie 1 do 1 kopia części pierwszej. Ten sam styl, interfejs i bardzo podobne muzyka. Długość - mi z solucją udało się w około 6 godzin. Bez szału, ale jak na grę przygodową jeszcze ujdzie. To co w przygodówce najważniejsze, zagadki są, eh, okej ? Nie są jakoś przesadnie trudne, ale nie zawsze też przesadnie logiczne. Na plus, główna bohaterka jest całkiem znośna jako protagonistka. Momenty emocji wypadają przyzwoicie, a humor, chociaż nie ma go wiele, jest całkiem fajny i czasami puka w czwartą ścianę. Ogólnie, przyzwoita, choć niewybitna gra.
Secret Files Tunguska to pierwsza gra w serii klasycznych gier przygodowych typu Point & Click. To bardzo typowy przedstawiciel swojego gatunku, nie wprowadza żadnych innowacji, ale też robi wszystkie podstawowe elementy tak jak trzeba. Są dialogi z napisami i podświetlanie aktywnych elementów scenerii ( a w grach tego typu to zawsze ogromnie przydatne ), chociaż brakuje nieco systemu podpowiedzi i polskiej wersji językowej ( w wydaniu pudełkowym była ....) Gra jest relatywnie przyjazna dla nieobytych w gatunku - zagadki nie są tu przesadnie trudne, a nawet te bardziej skomplikowane nie operują jakoś bardzo księżycową logiką ( chociaż trudność rośnie nieco w późniejszych etapach gry ). Gra jest też przyzwoicie długa jak na P&C - mi zajęła prawie równo 8 godzin, co jak na ten gatunek jest zupełnie ok. Ogólnie 4/5. Gra nie ma żadnych wielkich momentów, ale robi to co trzeba wystarczająco dobrze.
...chociaż nie aż tak bardzo jakbym chciał. Po dość nierównej części drugiej, twist of fate powraca do formy bliższej części pierwszej, chociaż na szczęści tym razem z licznymi ulepszeniami jakie można by oczekiwać od przygodówki wydanej w 2011. Jest (wreszcie!) podświetlanie interaktywnych obiektów, jest bardzo solidnie zrobiony system podpowiedzi ( w pełni ugłosowiony zresztą !), jest zapis naszych postępów w fabule, ba, nawet każdy jeden przedmiot który trafi do ekwipunku ma swoją drobną animację. Fabuła spełnia swoje zadanie, wyjaśniając nawet (wzzzględddnie....) bardzo urwane zakończenie dwójki, pozwala nawet grać nam Giną, która w poprzednich częściach miała rolę raczej damy w opałach do ratowania. Zagadki nie są bardzo trudne ( szczególnie z bardzo dobrym systemem podpowiedzki jaki ma gra ) i ogólnie, może z dwoma-trzema wyjątkami, nie operują księżycową logiką. Dopisuje też humor - zdecydowanie najbardziej podobał mi się żart z Groucho Marxa w ostatnim rozdziale gry. Czego więc brakuje ? Ano gra trwa 4 godziny....Nawet na standardy gier P&C to nie jest dużo, szczególnie biorąc pod uwagę że część druga była jakieś 2-2.5 razy dłuższa.
Po solidnie wykonanej ( pomijając animacje drewniane jak polska reprezentacja piłkarska ) części pierwszej, dwójka mogła być tylko lepsza, nie ? Gra niestety zawodzi nieco na dwóch ( trzech w zasadzie ) polach : Po pierwsze - zagadki. Dość dużo operuje na dość osobliwej logice, albo ma dziwne rozwiązania. I o ile nie ma może jakiegoś wielkiego polowania na pixele, brakuje bardzo opcji podświetlenia interaktywnych obiektów. Po drugie fabuła. Zasadniczo nie mam nawet zarzutu o to jak jest prowadzona ( no, może poza ostatnim rozdziałem opartym na motywie "to był tylko sen... *ale czy na pewno* ?" ), ale o to w którym miejscu jest ucięta. Jest to tym bardziej dziwne, bo to długa gra ( ukończenie zajęło mi 10 godzin, co czyni ją jedną z dłuższych przygodówek ) ale jedocześnie jest ucięta w takim miejscu, jakby miała wyjść jeszcze przynajmniej cała jedna pełna gra między częścią drugą a trzecią. Twist of Fate wyjaśnia owszem ( poniekąd...) co się między nimi wydarzyło, ale nie zastąpi to całej brakującej gry. No i problemy techniczne. Nie wiem czy to wina sprzętu czy oprogramowania, ale grę trawiły u mnie często lagi i spowolnienia, szczególnie w cutscenkach (sic!) albo gdy w tle lokacji padał śnieg. Aha i Joshua. Dla mnie był po prostu lekko irytujący, ale wcale nie zdziwiłbym się gdyby niektórzy gracze uznali go za dość rasistowską karykaturę.