

SiN to strzelanina pierwszoosobowa, która otoczona jest niemałym kultem. Choć szczerze powiedziawszy ja o tej grze dowiedziałem się dopiero w momencie, gdy dostałem swój egzemplarz w CD-Action. Jako miłośnik FPS-ów od razu ją zainstalowałem. Nie przeszedłem nawet pierwszego etapu i ją usunąłem z dysku. Teraz, po ponad 20 latach od pierwszego kontaktu, postanowiłem dać grze drugą szansę. W końcu do niektórych gier trzeba dojrzeć, by uchwycić jej zalety. Lub wady. Gra działa na zmodyfikowanym silniku idTech2. Może to ze względu na świat przedstawiony, ale wydaje mi się, że Quake 2 wygląda znacznie lepiej od SiN. Nie zrozumcie mnie źle, SiN nie wygląda kiepsko, ale brudna estetyka świata Strogg’ów lepiej maskuje przestarzałość engine’u. I w odróżnieniu od produkcji idSoftware, bohater SiN, płk John Blade, czyli główny bohater gry, jest straszną gadułą. Ogólnie pod względem audio, SiN wypada całkiem miło dla ucha. Niestety, nawet po tylu latach, nie jestem w stanie zrozumieć kultowości tej produkcji. Dla mnie ta gra to co najwyżej odrobinę ponad przeciętna produkcja. Strzelanka, jak strzelanka, jakich wiele. To czym gra może się wywyższyć na tle innych bardzo podobnych produkcji, to klimat utrzymany w stylu filmów akcji z przełomu lat 80/90. Bohaterowie są mocno przerysowani i stereotypowi. John rzuca „oneliner’ami” niczym znani i lubiani Arni i Sylwek. Jego pomocnik, okularnik-nerd, zza komputera puszcza docinki. A „aspektów” kobiecych głównego złola, panny Elexis Sinclair, pozazdrościłaby nie jedna aktorka filmów dla dorosłych. Do tego fabuła gry również przywodzi na myśl kino pokroju „Uciekiniera”, „Szklanej pułapki” lub „Sędzi Dredd’a”. Podsumowując, SiN to nienajgorsza strzelanka z dobrym audio i niezgorszą grafiką (nawet jak na dzisiejsze czasy – dobrze się broni). Ma niezły klimat filmowych akcyjniaków z samcami alfa w roli głównej. Rewolucją bym jej nie nazwał. Ale do śmietnika też jej nie wyrzucę.