Posted on: October 27, 2025

kogel11
Gry: 335 Opinie: 41
Mam wielki sentyment do tej gry...
...i nadal ją lubię, mimo tego iż patrząc chłodnym okiem jest to produkcja bardzo niedopracowana. Advent Rising było bardzo ambitnym projektem zrobienia marki, która odniesie podobny sukces do Halo. Miała być trylogią, tworzącą wielką sagę, a jej uniwersum rozbudowywane przez książki i komiksy. Ba, nawet zatrudniono Orsona Scott Carda do napisania scenariusza! Gra jednak przeszła przez branżę bez większego echa, sprzedała się słabiutko i ostatecznie zakończyła tylko na części pierwszej. Nie bez winy był wydawca Majesco, które przez problemy finansowe wymuszał na studiach zbyt wczesne premiery wydawanych przez nich gier. Efekt taki, że Advent Rising to gra, w którą dobrze się gra, ale jest mocno zabugowana i chaotycznie posklejana. Widać wyraźnie, że mnóstwo zawartości było ciętych, brakuje wielu poziomów, a przede wszystkim płynności w narracji opowieści. Kto zagra, ten z pewnością wyłapie, że ewidentnie podczas w tym momencie miał być jakiś poziom lub walka z bossem, ale przez cięcia budżetowe i pośpiech wydawniczy nie ma nic - jest tylko jakieś dziwne przejście do następnego poziomu. Sama gra to natomiast całkiem przyjemna kosmiczna przygoda w stylu Halo i Mass Effecta. Strzelanie jest szybkie, mamy spore poziomy, możliwości prowadzenia pojazdami, a po mniej więcej 1/3 gry zdobywamy moce. I to właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa jatka, bowiem nasza postać dostaje pod skrzydła telekinezę, pchnięcie, szybkość, tworzenie tarczy energentycznej itp. I to właśnie te rzeczy sprawiają, że rozgrywka nagle zmienia swój charakter i sprzedaje nam nowe doświadczenia. A używanie mocy jest tutaj naprawdę bardzo fajnie zrobione. Nie ma nic przyjemniejszego niż podniesienie oponenta telekinezą i wywalenie go przez okno w przestrzeń kosmiczną! Albo odbicie lecącej w nas rakiety za pomocą pchnięcia (taaaak, taki jakby wiedźmiński Aard 😀) z powrotem prosto do strzelca! No i na koniec zostawiam prawdziwą perełkę, czyli fabułę. To kosmiczna przygoda, tworzona pod okiem jednego z najlepszych współczesnych pisarzy SF Orsona Scott Carda (tego od całej serii przygód o Enderze). Kiedy zagrałem pierwszy raz byłem nią zachwycony - totalnie dałem się porwać w wir tej space opery i zagłębić całym swoim serduszkiem w ten świat, gdzie kosmiczna rasa poczciwych Aurelian traktuje ludzi jako bóstwa, które według przepowiedni mają zmienić losy wszechświata. Ach i w ogóle och! Później bogatszy o zagranie w Mass Effecta, przeczytanie "Diuny" i "Expanse" oraz obejrzeniu paru "Star Treków" i "Battlestar: Gallactiki" wracając do Advent Rising mina mi mocno zrzedła, bowiem ta fabułka ma jednak swoje liczne braki, kiepskie dialogi no i cierpi na masakryczną niespójność narracyjną (tak jak mówiłem: wycinanie zawartości i cięcia budżetowe!). Ale jednak mimo wszystko lubię ją pamiętać jako tę pierwszą moją wielką epicką kosmiczną przygodę, która była katalizatorem do zainteresowania się gatunkiem space opery 😍 Czy warto zagrać dzisiaj? Jak to zwykle piszę przy takich przypadkach: pewnie tak. Na promocjach grę można wyrwać tanio, a sam gameplay nie jest jakiś taki szczególnie długi (można skończyć w 7-9 godzin), więc można przysiąść i poświęcić te dwa wieczory na grę ambitną, epicką, ale też i niedopracowaną z powycinanym contentem.
Czy to było pomocne?
















