Posted on: April 29, 2020

NewPyk
Gry: 679 Opinie: 39
Aaaaaaaaaaaa!!!
Są samochody, są trasy, a jednak jak dla mnie oryginalny Carmageddon bardziej przypomina klasyczne shootery niż rajdówkę. Zacznę od plansz. Sama trasa wyścigu zwykle jest tą najnudniejszą częścią mapy, dużo ciekawsze rzeczy dzieją się poza nią. Ukryte miejscówki, beczki z boostami, platformy do skakania itp. Często więcej jeździ się po dachach niż po ulicach. Po drugie - zwycięstwo w wyścigu daje najniższe nagrody, a samo zaliczenie checkpointów nie dodaje nam czasu(!), a więc, po trzecie, wymaganym w zasadzie jest zabijanie przechodniów, zdobywanie amunic... dodatkowego czasu i kasy z beczek no i bezpośrednie starcia z innymi kierowcami. Najlepiej takie na śmierć. Zdezelowanie przeciwników to zresztą najbardziej optymalny sposób na zdobywanie nowych rang, a co za tym idzie odblokowywania nowych tras. Trzeci sposób, czyli eksterminacja wszystkich przechodniów, to zadanie tylko dla masochistów. Jak widać, więcej tu zabijania i walki niż ścigania. A samo granie to mieszanina niesamowitej frustracji z ogromną satysfakcją. Do pierwszego doprowadzało mnie ciągłe utraty przyczepności, gdy moje auto wylatywało w powietrze zamiast zderzyć się z przeciwnikiem po czym utknęło np. na ścianie. Albo wpadło do wody - woda najgorsza! Do tego zjawią się cztery radiowozy, od których się nie uwolnisz a akurat kończy się czas a beczki i przechodnie nagle zniknęli. A jak jeszcze po raz setny słyszysz krzyki twojej postaci to dostaje się szewskiej pasji i ma ochotę wyłączyć grę. A potem, następuje chwila przerwy, oddechu i chce grać się dalej. Zdobyć te dwie ragi i ujrzeć nową planszę. Także sama gra może nie zasługuje na pięć gwiazdek, ale to jak potrafi wciągnąć i wywołać syndrom jeszcze jednego wyścigu jak najbardziej świadczy o tym, że warto ją odpalić. No chyba, że sumienie nie pozwala ci rozjeżdżać staruszek dziwny człowieku!
Czy to było pomocne?



















